Majówkowy wyjazd nad Solinę przeszedł do historii postanowiliśmy pokrótce zdać z niego relację. Podzielimy ją na dwie części, aby była bardziej przystępna 🙂 Rozsiądźcie się wygodnie, z kubkiem dobrej kawy i „wybierzcie się” z nami w Bieszczady.

Pierwszą noc w nowej przyczepie spędziliśmy na naszej działce. Całą noc padał deszcz, a temperatura nie przekraczała 6 stopni, co nie nastrajało pozytywnie do wyjazdu. Postanowiliśmy jednak, że zła pogoda nie pokrzyżuje nam planów i wyruszamy z samego rana.

Z samego rana dla rodziny z pięcioletnim dzieckiem i jak się okazało – kotem – oznacza wyjazd o godzinie 9. Trasa prowadząca z Janowa k/Częstochowy do Soliny przez GPS zaplanowana została na 5 godzin. W rzeczywistości, z dwiema przerwami dotarliśmy na kemping Jawor o godzinie 16:20.

Niemałą niespodzianką było to, że byliśmy pierwszą ekipą, która pojawiła się na kempingu w tym roku – czyli rozpoczęliśmy w Jaworze sezon karawaningowy 😉 Ku naszemu zaskoczeniu w Solinie było 17 stopni Celsjusza.

Po rozstawieniu kempingu wybraliśmy się na obiadokolację. W planach był Polańczyk, ale po drodze zajrzeliśmy do Karczmy Solina. Jej druga nazwa to Jędrulowa Chata. Wycieczka autokarowa z Niemiec przygrywała nam do obiadu bawarskie hity, a my zjedliśmy pyszne pierogi z kaszą i boczkiem. Ceny jak na turystyczną miejscówkę bardzo przystępne.

Do snu utulił nas tłukący o dach przyczepy deszcz, który padał tak aż do godziny 8 następnego dnia.

 

29 kwietnia 2017 – sobota

Po niespiesznym śniadaniu wybraliśmy się na samochodową wycieczkę do Sanoka. Podróż  zajęła nam jakieś 40 minut. Parking znajduje się w samym centrum, dwa kroki od rynku. Sam rynek w Sanoku na kolana nie powala, ale jest dość przyjemnym miejscem. Zawitaliśmy też do kościoła Ojców Franciszkanów.

 

Dalej pomaszerowaliśmy w kierunku Zamku – pięciominutowy spacer z Rynku. Na placu zamkowym znajduje się taras widokowy, z którego można podziwiać panoramę Sanoka i rzekę San.

Bilet do Zamku kosztuje 15 pln za osobę dorosłą. My tym razem nie skusiliśmy się na zwiedzanie, ponieważ w planach mieliśmy jeszcze Skansen – Park Etnograficzny Muzeum Budownictwa Ludowego.

Ponieważ pora była obiadowa zwiedzanie zaczęliśmy od małej przekąski w Gospodzie pod Białą Górą. Najlepsze placki ziemniaczane jakie w życiu jadłam! Żurek też był przepyszny.

Skansen powala swoją urodą. Ze względu na ogromny jego obszar (36ha) zdecydowaliśmy się zwiedzić go bryczką. Urocza klacz Karina obwiozła nas wśród chat i kościółków. Pierwsza część skansenu to galicyjski rynek czyli rekonstrukcja centrum galicyjskiego miasteczka z przełomu XIX i XX wieku. Bryczka nie wjeżdża na jego teren, ale zwiedziliśmy go na sam koniec. Pan woźnica opowiada ciekawie o mijanych obiektach i nie jest konieczne zwiedzanie z przewodnikiem. Jednak plusem takiego zwiedzania jest możliwość wejścia do wszystkich chat i obejrzenie przygotowanych w nich wystaw. My weszliśmy tylko do cerkwi grekokatolickiej, która pochodzi z 1801 roku. Minusem zwiedzania z bryczki jest także słaba jakość zrobionych przeze mnie zdjęć – zapomniałam ustawić program sportowy i sporo zdjęć wyszła poruszona. Kilka ujęć jednak oddaje czar tego wyjątkowego miejsca. Teren skansenu podzielony jest na sektory odpowiadające przedwojennym grupom etnograficznym: Bojków, Łemków, Dolinian i Pogórzan. Można zobaczyć nie tylko budynki mieszkalne, ale także budynki sakralne: cerkiew, kościół katolicki, a niedługo będzie dostępna dla odwiedzających także synagoga, czy inne budynki użyteczności publicznej: szkołę, karczmy, remizę oraz kuźnie, wiatraki, młyn wodny, urządzenia naftowe.

Po zwiedzeniu Muzeum Etnograficznego wróciliśmy na kemping i poszliśmy jeszcze na spacer na tamę na jeziorze Solińskim. Jej wielkość robi wrażenie, szczególnie gdy spojrzymy w dół ze szczytu.

Mająca 81,8 m wysokości zapora w Solinie k. Leska jest najwyższą budowlą hydrotechniczną oraz zaporą w Polsce. Tama utworzyła jezioro o pojemności 474 mln m?, powierzchni ponad 2100 ha oraz maksymalnej głębokości 60 m, objęło ono 27 km długości rzeki San oraz 14 km Solinki, z łączną długością linii brzegowych wynoszącą 150 km.

Przy zaporze znajduje się hydroelektrownia wodna szczytowo pompowa z czterema turbozespołami typu Francisa. Przed budową zapory musiano przesiedlić tysiące ludzi, opuszczone zabudowania rozebrano. Pod wodą znalazło się kilka wsi. Powstało jezioro, które na zawsze zmieniło geografię Bieszczadów – 22 km2 powierzchni przy bardzo skomplikowanej linii brzegowej. Gdyby zrobić sobie pieszą przechadzkę brzegiem zalewu, zajęłoby nam to kilka dni i pokonalibyśmy 150 km. Wsie, które niegdyś były blisko siebie, przedzielone spiętrzonym Sanem lub Solinką stały się bardzo odległe.

Kubatura zapory to 760 000 m3. W środku znajdują się tunele serwisowe nazywane galeriami o łącznej długości 2,5 km. Dwa z tych tuneli są udostępnione turystom. Niestety ze względu na późną porę oraz weekend nie udało nam się zwiedzić wnętrza zapory.

 

Pod koniec dnia w końcu zobaczyliśmy słońce. Dzień zakończyliśmy pełni nadziei na słoneczny poranek.

 


1 komentarz

Plany podróżnicze na 2019 rok | ALL FOR CAMP · 8 stycznia 2019 o 21:19

[…] W Bieszczadach byliśmy tylko raz i skradły nasze serca. W tym roku planujemy pochodzić po górach, sprawdzić jakie kempingi, poza tym nad Soliną, można tam odwiedzić i co mogą one zaoferować. Wszystko po to, żeby stworzyć miniprzewodnik po karawaningowych Bieszczadach. Może tym razem zobaczymy wiosnę, bo ostatnim razem na Małej Rawce czekały na nas mgły i dość dużo śniegu.  […]

Dodaj komentarz