Mam nadzieję, że pierwsza część naszej relacji przypadła Wam do gustu. Opowiadać o Bieszczadach można długo, dlatego też przeczytajcie dalszy ciąg naszych przygód nad Soliną.

Kolejny dzień postanowiliśmy poświęcić na wejście na połoninę Caryńską. Po wyjechaniu z kempingu zobaczyliśmy zlot samochodów zabytkowych, a konkretnie uczestników Europejskiego Rajdu syren i Warszaw.

Na Przełęcz Wyżniańską (855 m n.p.m) dojechaliśmy Wielką Pętlą Bieszczadzką podziwiając przy okazji mijane wioski, od strony Ustrzyk Górnych. Zatrzymaliśmy się na chwilkę na punkcie widokowym w Lutowiskach.

Na miejscu w punkcie informacyjno-kasowy należy wykupić bilety wstępu na teren Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Szlak ma kolor zielony i w całości prowadzi z Małej Rawki przez Przełęcz Wyżniańską na Połoninę Caryńską. Trzymając się szlaku poszliśmy drogą lekko pod górę.

Pogoda nas nie rozpieszczała, ale przynajmniej nie padało. Dojście do Schroniska to 25 minutowy spacer po dość płaskim terenie.  Szlak biegnie rozległą łąką, z przodu widać zbocza Małej Rawki, po lewej gniazdo Tarnicy, z prawej Połonina Wetlińska, natomiast za plecami Połonina Caryńska. Widoki są niesamowite i gdyby nie zachmurzenie byłoby idealnie.

Po herbacie w klasycznym, bieszczadzkim schronisku „Bacówka pod Małą Rawką” postanowiliśmy ruszyć dalej. Początkowo trasa na Małą Rawkę jest prosta, by już po chwili zacząć piąć się dość stromo w górę.  Cały czas towarzyszyło nam śliskie błoto, które było dość męczące. Kiedy już wahaliśmy się czy iść dalej z marudzącą nieco pięciolatką schodzący z Rawki turyści powiedzieli, że jeszcze tylko 15 minut i będziemy na „szczycie”. Krajobraz nieco się zmienił i powitał nas śnieg. Córkę niestety trzeba było już wnieść na plecach taty. Widoków też niestety nie mogliśmy zbyt wyjątkowych ze względu na mgłę. Bardzo silny wiatr sprawił, że szybko udaliśmy się w drogę powrotną. W zasadzie zjechaliśmy na butach ze szczytu i dalej ruszyliśmy po błotnistym szlaku. Cała wycieczka z Bacówki pod Małą Rawką zajęła nam 2 godziny. Wejście 1:10 minut, zejście około 40 minut.

Ostatni dzień, który okazał się jedynym słonecznym dniem tego wyjazdu, poświęciliśmy na rejs po Solinie. Nie jest to ekstremalne przeżycie, ale warto chociażby dla historii jeziora opowiadanej przez lektora i szlagierów polskiej piosenki w stylu „Zielone wzgórza nad Soliną” czy „Małgośka” 😉 Przyjemność ta kosztuje 18 zł osobę dorosłą i 13 zł za dziecko.

Po 50-cio minutowym rejsie poszliśmy jeszcze wzdłuż brzegu jeziora.

Jeszcze kilka słów na temat kempingu Jawor nad Soliną. Miejsce zdecydowanie możemy polecić. Jest on duży, z pięknym widokiem na Solinę. Odnowione sanitariaty zachęcają do korzystania. Łazienki są bardzo efektowne, czyste i ciepłe. Jak poinformował nas właściciel planowane jest też przygotowanie zrzutu dla kamperów – jedynie jego brak może być minusem. Dla dzieci przygotowany jest mały plac zabaw.

 

 

 

 

Bieszczady to wyjątkowe miejsce na ziemi i na pewno wrócimy tak jeszcze, żeby zobaczyć to co tym razem nam się nie udało. Polecamy wszystkim, którzy chcą poobcować z naturą i odpocząć w pięknym otoczeniu.

 

 


1 komentarz

Plany podróżnicze na 2019 rok | ALL FOR CAMP · 8 stycznia 2019 o 21:19

[…] miniprzewodnik po karawaningowych Bieszczadach. Może tym razem zobaczymy wiosnę, bo ostatnim razem na Małej Rawce czekały na nas mgły i dość dużo […]

Dodaj komentarz